Przejdź do głównej zawartości

Placuszki BEZ wyrzutów sumienia


Bo słodkie, bo smażone, chyba kaloryczne... a kto by o to dbał, gdy tak krótko można się nimi cieszyć! Jest to, przyznaję, nowość w moim wykonaniu. Testowane na ludziach, przeżyli i proszą o jeszcze, a to zwykle dobry znak. :)

O plackach z kwiatami bzu słyszałam już dawno, ale jakoś... nie miała przekonania, a może potrzeby, żeby sprawdzić, czy faktycznie smakują tak pysznie jak twierdzą ci, którzy spróbowali. Niektórzy piszą, że jest to smak ich dzieciństwa... czy ktoś z Was to potwierdza? U mnie w domu nie przyrządzało się takich pyszności i teraz już wiem, co straciliśmy. Placki są naprawdę wyśmienite i banalne w przygotowaniu.

Podobno najlepiej jest zrywać kwiaty w południe, w słoneczny dzień. Najlepiej te, które dopiero co rozkwitły. Podobno, bo ja zebrałam je w dość ciepły, ale średnio słoneczny... wieczór, wydaje mi się, że też zdały egzamin. Obcięłam je ze sporym kawałkiem gałązki, za chwilkę dowiecie się, czemu to posłużyło.

Kwiaty leciutko, opłukałam, od spodu trzymając za gałązkę, by wypłukać jak najmniej pyłków. Ułożyłam je na ściereczce by osuszyć z nadmiaru wody i zabrałam się do przygotowania ciasta.

Ciasto- całkiem jak naleśnikowe. Na 6 kwiatów zużyłam pół litra mleka, jedno jajko, około 5 czubatych łyżek mąki, szczyptę soli i łyżeczkę cukru. Ciasto powinno mieć konsystencję pitnego jogurtu, nie powinno być zbyt gęste, gdyż placki mogłyby wyjść zbyt grube i nie dosmażyć się w środku. Trzymając za "ogonek" każdy z kwiatów zanurzyłam w cieście a następnie włożyłam na patelnię z dość mocno rozgrzanym olejem. Miejsca, gdzie ciasto słabiej pokryło kwiaty uzupełniłam dolewając odrobinę ciasta łyżeczką. Należy pamiętać żeby kontrolować temperaturę smażenia. Ciasto zawiera cukier, więc zbyt wysoka spowoduje, że placki szybko się spieką a nie usmażą jak powinny.

Gdy placki się smażą czas pozbyć się gałązek, najlepiej przy pomocy nożyczek- bezproblemowo odcięłam gałązka po gałązce i przewróciłam placki na drugą stronę. Na patelni ceramicznej, która dość dobrze rozprowadza ciepło smażyłam 6 minut na jednej i 4-5 na drugiej stronie. Wyłożyłam je na papierowy ręcznik by odsączyć z ewentualnego nadmiaru tłuszczu.

Placuszki świetnie smakują posypane cukrem pudrem, z miodem lub syropem. Ja serwowałam, i polecam to zestawienie, polane słodziutkim miodem z dodatkiem zmiksowanych truskawek.

Biegnijcie jutro na poszukiwanie kwitnącego dzikiego bzu, bo to ostatni dzwonek. A ja chyba spróbuję jutro upolować kwiaty akacji- podobno też pyszne!

Komentarze

  1. Oryginalne- przyznam! A, że lubię placuszki to czemu nie? :) Wyglądają na pyszne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Są pyszne. Ociec zawsze wycinał dziki bez, bo trzeba przyznać, że rozrasta się prędko, ale zakochał się w plackach i stwierdził, że już nie wytnie żadnego, nigdy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Placuszki wyglądają bardzo apetycznie.Wspaniały pomysł na upalne dni :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Administratorem danych jest Pichceniomania. Dane podane w formularzu kontaktowym i/lub wymagane do dodania komentarza zostaną wykorzystane wyłącznie w celu publikacji wpisanego zapytania/komentarza i udzielenia ewentualnej odpowiedzi.

Popularne posty z tego bloga

Makaron z cebulowym sosem czyli pasta alla genovese

Przepis króluje w Neapolu prawdopodobnie od 15-16 wieku. Jest kilka hipotez, co do jego powstania i pochodzenia nazwy. Skąd w Neapolu przepis o nazwie, która kojarzy się raczej z miastem położonym na północy Włoch? Jedna z teorii mówi o tym, że przepis faktycznie przywędrował wraz z kucharzami z Genui. Oba wspomniane miasta stanowiły 2 największe włoskie, współpracujące ze sobą porty. Możemy zatem wyobrazić sobie, że oba te miejsca miały na siebie nawzajem spory wpływ, także pod względem kultury kulinarnej. Inne źródła mówią, że przepis przywędrował nie z Genui a z Genewy, a jeszcze inne, że został stworzony przez kucharza, z krwi i kości neapolitańczyka, którego zwano "o Genoves". Tak czy siak, ten aromatyczny, swego rodzaju sos stał się jedną z najbardziej charakterystycznych potraw regionu Kampania i z całą pewnością każdy, kto odwiedza tę część Italii, powinien choć raz go spróbować. Jest to danie, które porównać można do naszego rosołu, czy bigosu. Wersji przepisu może

Piwoniowa konfitura

Im bardziej zagłębiam się w temat jadalnych kwiatków i innych, często nieco zapomnianych darów łąk i lasów, tym bardziej zadziwia mnie, ile roślin marnuje się w naszym najbliższym otoczeniu. No dobrze, może nie marnują się tak do końca, kwiaty w końcu zawsze cieszą oko. Gdy wpadam do wychuchanego i wypielęgnowanego ogrodu moich rodziców, to widzę jak oni drżą i obserwują pytająco- co też tym razem zagarnę do kuchni. Wszystkie moje próby zyskują finalnie aprobatę, także od czasu do czasu faktycznie coś podkradam. Dzisiaj padło na piwonie, które w tym roku kwitną wyjątkowo pięknie. Zrobiłam 2 słoiczki na próbę, a potem to już ile się dało... :)

Marmurkowe jajka z kminkiem

Kocham sytuacje kiedy kuchnia, tak przyjemnie mnie zaskakuje! Niepozorne danie, a urzekło mnie kompletnie. Podobno wywodzi się z regionu Śląska Opolskiego, no i tradycyjnie przygotowywane było na Wielkanoc. Uważam, że warto spróbować i wpisać na listę ciekawych dań, którymi można zaskoczyć gości. Kminek, który jest tutaj obok jajka bohaterem, lubię bardzo, ale jednak z umiarem. Ten przepis udowadnia, że umiar nie zawsze jest wskazany. Zaskakująco, smakuje nawet tym, którzy za kminkiem nie przepadają!