Przejdź do głównej zawartości

Bąbelkowe orzeźwienie z kwiatów bzu

Mam nadzieję, że znajdziecie jeszcze surowiec do wypróbowania przepisu, który chcę Wam dzisiaj
zaproponować. Wymagał trochę zachodu i testów, ale poniżej opisana wersja jest wypróbowana i daje super efekt. Główny składnik to czarny bez, a konkretnie jego kwiaty. To, co chcemy uzyskać, to lekko gazowany napój- taki szampan z kwiatków. Powstaje dzięki delikatnej fermentacji dzikich drożdży, które znajdują się na kwiatach. Pyszny i świetny na upalne dni.

  • nie mniej niż 30 baldachów kwiatów czarnego bzu
  • 12 litrów wody
  • 1 400 g cukru
  • 8 cytryn
  • 4 łyżki białego octu winnego
Do przygotowania tych orzeźwiających bąbelków potrzebujecie naczynia fermentacyjnego, baniaka takiego, jak do produkcji wina, czy piwa.
Podobno można też nastawić takiego gazowańca w dużej plastikowej butli po wodzie mineralnej, ale ja, przyznaję, nie próbowałam.

Zbieramy kwiaty bzu, w słoneczny dzień, najlepiej w momencie, kiedy kwiaty znajdują się w pełnym słońcu.
Warto rozłożyć je najpierw na papier i poczekać, aż wytuptają sobie z nich wszelkie owady. Pod żadnym pozorem nie płuczemy! Zagotowujemy 2 litry wody i rozpuszczamy cukier.
Studzimy i przelewamy do baniaka. Cytryny obieramy i kroimy w plastry.

Wkładamy je do baniaka.
Następnie od kwiatów odcinamy grube łodyżki.
Wkładamy je do naczynia.
Dolewamy ocet. Następnie 10 litrów wody, ja użyłam niefiltrowanej, prosta z kranu. Zamykamy baniak korkiem z rurką fermentacyjną i odstawiamy na tydzień w chłodne miejsce.
Po tym czasie odcedzamy.

Powinien być już lekko gazowany, lekko kwaśny lecz słodki.
Przelewamy do butelek poprzez gazę lub gęste sitko. Przechowujemy w chłodnym, zacienionym miejscu. Przetestowałam butelki szklane, zamykane na sprężynę i plastikowe.
Obie wersje dały radę. Plastikowe butelki mają jednak tę zaletę, że gdy obserwujemy za duży wzrost ciśnienia w środku, z łatwością możemy delikatnie odkręcić i spuścić nieco gazu. Przy tych proporcjach nic nie pękło, nic nie wybuchło. Napój jest gotowy po kilku dniach, jednak w trakcie leżakowania traci słodycz, a ponieważ ja lubię wytrawne napoje tego typu- najbardziej smakował mi jakiś miesiąc po przelaniu do butelek.
Podawać schłodzony, z kostkami lodu lub mrożonymi truskawkami- na przykład. Napój w wyniku fermentacji nabiera nieco procentów, ale jest to ilość naprawdę śladowa (1-2 %)

Komentarze

  1. Nigdy takiego nie piłam, ale bardzo mnie zaciekawił smak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Aniu, ktoś pewnie powie, że dużo z tym zachodu... Ale jak się kocha gotować, to próbuje się choćby przez zwykłą ciekawość ;) Tak było w moim przypadku i naprawdę nie żałuję!

      Usuń
  2. Nigdy nie piłam takiej mikstury, wygląda bardzo orzezwiająco :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szybko zniknęło ze spiżarni, w przyszłym roku muszę zrobić przynajmniej podwójną porcję ;) Jest pyszny, zapewniam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Administratorem danych jest Pichceniomania. Dane podane w formularzu kontaktowym i/lub wymagane do dodania komentarza zostaną wykorzystane wyłącznie w celu publikacji wpisanego zapytania/komentarza i udzielenia ewentualnej odpowiedzi.

Popularne posty z tego bloga

Makaron z cebulowym sosem czyli pasta alla genovese

Przepis króluje w Neapolu prawdopodobnie od 15-16 wieku. Jest kilka hipotez, co do jego powstania i pochodzenia nazwy. Skąd w Neapolu przepis o nazwie, która kojarzy się raczej z miastem położonym na północy Włoch? Jedna z teorii mówi o tym, że przepis faktycznie przywędrował wraz z kucharzami z Genui. Oba wspomniane miasta stanowiły 2 największe włoskie, współpracujące ze sobą porty. Możemy zatem wyobrazić sobie, że oba te miejsca miały na siebie nawzajem spory wpływ, także pod względem kultury kulinarnej. Inne źródła mówią, że przepis przywędrował nie z Genui a z Genewy, a jeszcze inne, że został stworzony przez kucharza, z krwi i kości neapolitańczyka, którego zwano "o Genoves". Tak czy siak, ten aromatyczny, swego rodzaju sos stał się jedną z najbardziej charakterystycznych potraw regionu Kampania i z całą pewnością każdy, kto odwiedza tę część Italii, powinien choć raz go spróbować. Jest to danie, które porównać można do naszego rosołu, czy bigosu. Wersji przepisu może

Piwoniowa konfitura

Im bardziej zagłębiam się w temat jadalnych kwiatków i innych, często nieco zapomnianych darów łąk i lasów, tym bardziej zadziwia mnie, ile roślin marnuje się w naszym najbliższym otoczeniu. No dobrze, może nie marnują się tak do końca, kwiaty w końcu zawsze cieszą oko. Gdy wpadam do wychuchanego i wypielęgnowanego ogrodu moich rodziców, to widzę jak oni drżą i obserwują pytająco- co też tym razem zagarnę do kuchni. Wszystkie moje próby zyskują finalnie aprobatę, także od czasu do czasu faktycznie coś podkradam. Dzisiaj padło na piwonie, które w tym roku kwitną wyjątkowo pięknie. Zrobiłam 2 słoiczki na próbę, a potem to już ile się dało... :)

Marmurkowe jajka z kminkiem

Kocham sytuacje kiedy kuchnia, tak przyjemnie mnie zaskakuje! Niepozorne danie, a urzekło mnie kompletnie. Podobno wywodzi się z regionu Śląska Opolskiego, no i tradycyjnie przygotowywane było na Wielkanoc. Uważam, że warto spróbować i wpisać na listę ciekawych dań, którymi można zaskoczyć gości. Kminek, który jest tutaj obok jajka bohaterem, lubię bardzo, ale jednak z umiarem. Ten przepis udowadnia, że umiar nie zawsze jest wskazany. Zaskakująco, smakuje nawet tym, którzy za kminkiem nie przepadają!